14 kwietnia
Po ciężkim dniu w pracy siedziałam w salonie oglądając telewizję. Za oknem była piękna pogoda, ale moje nogi powiedziały na dzisiaj dosyć. W pewnym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Zmarszczyłam brwi. Zupełnie nie spodziewałam się gości. Niechętnie zwlekłam się z kanapy i spokojnym krokiem dotarłam do drzwi. Osoba za drzwiami musiała być bardzo zniecierpliwiona, bo pukanie nie ustawało. Otworzyłam drzwi i na moich ustach natychmiast wykwitł ogromny uśmiech.
- Bri! - pisnęłam, widząc moją siostrę stojącą za drzwiami. Rzuciłam się jej na szyję i mocno przytuliłam. Odkąd wyprowadziłam się do Londynu widywałyśmy się bardzo rzadko.
- Wpuścisz mnie do środka czy będziemy stać w progu? - zaśmiała się Briana, kiedy już ją puściłam. Odsunęłam się na bok, tak aby siostra mogła wejść do środka. Cały czas szczerzyłam się jak głupia, ale na prawdę cieszyłam się z wizyty siostry. Kiedy Briana ściągnęła buty i kurtkę od razu weszłyśmy do mojego salono-kuchni. Briana usadowiła się na kanapie, a ja przeszłam do kuchni. Wyciągnęłam z szafki butelkę naszego ulubionego wina. Trzymałam je tylko na okazje, kiedy mnie odwiedzała.
- Erick po ciebie przyjedzie? - zapytałam, sięgając kieliszki z szafki.
- Tak, możesz spokojnie wyciągać alkohol, siostrzyczko - zaśmiała się. Wróciłam na kanapę i usiadłam koło siostry, odstawiając butelkę i kieliszki na stolik. Briana była ode mnie starsza o trzy lata. I była co najmniej trzy razy ładniejsza niż ja. Miała brązowe, falowane włosy do ramion, zielone oczy i łagodne rysy twarzy, a jej sylwetka zawsze była idealna. Zawsze świetnie się dogadywałyśmy, choć zdarzały nam się siostrzane sprzeczki, Różniłyśmy się od siebie i to bardzo. Bri od zawsze lubiła być w centrum uwagi i nawet nie musiała się o to specjalnie starać. Nigdy nie miała problemu z zawieraniem nowych znajomości. Odkąd pamiętam zawsze było jej wszędzie pełno. Ja byłam jej totalnym przeciwieństwem. Cicha, spokojna szara myszka. Mimo wielu różnic byłyśmy dla siebie najlepszymi przyjaciółkami i zawsze mogłyśmy na sobie polegać.
- A więc, jak ci się układa z Erickiem? - zapytałam, nalewając wina do kieliszków i patrząc na siostrę. Briana upiła łyk napoju i uśmiechnęła się pod nosem. Zmrużyłam oczy wpatrując się w nią.
- Oświadczył mi się! - pisnęła nagle szczęśliwa. Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia i nam moje usta wkroczył szeroki uśmiech.
- O matko, to cudownie! - krzyknęłam, przytulając mocno siostrę.
- Do mnie chyba to jeszcze nie dociera - zaśmiała się.
- To kiedy ślub? - zapytałam, odsuwając się od siostry i biorąc kieliszek do ręki. Bardzo cieszyłam się szczęściem siostry. Ona i Erick byli ze sobą już od czterech lat, a od roku mieszkali ze sobą tu w Londynie.
- Na razie wstrzymujemy się z planami, chcemy się jeszcze trochę dorobić - powiedziała, biorąc do ręki swój kieliszek.
- Ale ja chcę być świadkową - zaśmiałam się, stukając swoim kieliszkiem o jej i upijając z niego łyk. Briana też upiła łyk wina i z uśmiechem odpowiedziała:
- No proste, że tak! Kto inny jak nie ty? Właśnie, Cass, znalazłaś już swojego wybranka? - spojrzała na mnie spod uniesionych brwi.
- Nie - odparłam, odwracając wzrok. Szatynka cały czas świdrowała mnie wzrokiem. - Wiesz, dużo pracuje, nie mam czasu na takie rzeczy.
- Cassie! Tylu facetów chodzi po Londynie, a ty wciąż sama? - jęknęła zawiedziona siostra. - W weekend jedziemy do rodziców, żeby się pochwalić, ale za tydzień ruszamy na jakąś imprezę! Właśnie, jedziesz z nami odwiedzić rodziców?
- Jasne, dawno nie byłam w domu, więc wypadałoby ich odwiedzić - stwierdziłam. - A co do imprezy, to skoro muszę to...
- Idziemy i koniec! Nie zapominaj, że niedługo będę mężatką i koniec z imprezami, witaj kuro domowa - oznajmiła bardzo poważnie Briana.
- Hahaha, tak, ty i kura domowa, już to widzę - zaśmiałam się. Siostra jeszcze przez kilka sekund utrzymywała poważną minę i wybuchnęła śmiechem.
- Wątpisz w moje możliwości? - zapytała między salwami śmiechu.
- Nie, co ty, po prostu nie widzę cię w tej roli - odparłam, ocierając łzy, które popłynęły mi po twarzy po ataku śmiechu.
***
Razem z Brianą siedziałyśmy u mnie do dwudziestej drugiej, dopóki Erick nie zaczął się martwić, że porwałam jego narzeczoną. Około dziesięciu minut po jego telefonie usłyszałam dźwięk domofonu.
- Taak? - zapytałam, podnosząc słuchawkę domofonu.
- Mogłabyś łaskawie oddać mi narzeczoną - usłyszałam roześmiany głos Ericka.
- Rozpatrzę tą propozycję - odparłam poważnie, odkładając słuchawkę. - Bri, Erick się stęsknił! - krzyknęłam do siostry. Weszła do przedpokoju i zabrała się za zakładanie butów.
- Następnym razem zostaje na noc - oznajmiła szatynka głosem obrażonego dziecka i kto by pomyślał, że to ona jest starsza.
- Okej, trzymam cię za słowo - odparłam śmiejąc się. Razem zeszłyśmy na dół, gdzie czekał narzeczony mojej siostry. Erick był wysokim, postawnym blondynem z przenikliwymi, niebieskimi oczami. Był stuprocentowo w typie mojej siostry, dlatego kiedy tylko się spotkali po raz pierwszy od razu mi powiedziała, że on musi być jej.
- No w końcu, już się bałem, że ją porwałaś - zaśmiał się mężczyzna.
- Spokojnie, już się razem namieszkałyśmy - odparłam ze śmiechem.
- Ej, źle ci się ze mną mieszkało? - oburzyła się Briana.
- Nic takiego nie mówiłam - odparłam, wystawiając język.
- Bri, jedźmy bo wy się do jutra nie rozstaniecie - jęknął Erick do mojej siostry.
- No okej - odparła zrezygnowana szatynka. Przytuliłyśmy się na pożegnanie. Briana jeszcze cztery razy przypomniała mi o weekendzie u rodziców, aż w końcu odjechali. Z uśmiechem na twarzy wróciłam do mieszkania.
___________________
Cześć! Mamy już drugi rozdział :) (chyba powinnam się wziąć za kończenie trzeciego...) Mam nadzieję, że ten wam się spodoba ^^
Pozdrawiam i do następnego! :)