niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział 1


           11 kwietnia 2013     

              Deszcz wystukiwał miarowy rytm na parapecie okna starej kamienicy, w której wynajmowałam mieszkanie. Siedziałam na kanapie wpatrując się w szary Londyn za oknem i ogrzewając sobie palce kubkiem gorącej herbaty. Ze względu na wiek budynku nie było tu tak ciepło, jak w nowoczesnych blokach, ale mimo to lubiłam swoje mieszkanie. Było małe, przytulne i moje. Kiedy tylko skończyłam szkołę postanowiłam zacząć żyć na własną rękę. W domu nigdy się nie przelewało, więc uważałam moją decyzję za słuszną, dzięki temu w pewien sposób odciążyłam rodziców. Przez dwa lata pracowałam jako kelnerka i dzięki temu udało mi się odłożyć pieniądze na wymarzone studia. Uczyłam się zaocznie przez rok i teraz mogłam się pochwalić tytułem prawdziwej wizażystki. Jakimś cudem bardzo szybko udało mi się znaleźć pracę w nowym, dobrze prosperującym salonie kosmetycznym i mogłam spełniać się w swoim zawodzie.


                   Niechętnie odstawiłam do połowy opróżniony kubek na szafkę stojącą obok kanapy i odrzuciłam w bok koc. Wsunęłam stopy w puchate kapcie i ruszyłam w stronę łazienki. Za chwilę powinnam wychodzić do pracy. Dzisiaj wyjątkowo miałyśmy mało klientów, więc mogłyśmy sobie pozwolić na przyjście nieco później. Zamknęłam za sobą drzwi do łazienki i podeszłam do umywalki. Przemyłam twarz letnią wodą i spojrzałam w lustro. Od razu napotkałam spojrzenie swoich niebiesko-szarych tęczówek otoczonych długimi czarnymi rzęsami. Następnie był mały, lekko zadarty nos i pełne, różowe usta. Moja uroda była raczej zwyczajna, nie wyróżniająca się niczym, ale mnie się to podobało, nie lubiłam być w centrum uwagi. Wzięłam do ręki szczotkę i rozczesałam swoje długie do pasa ciemne włosy, a następnie związałam je w kitkę na czubku głowy, żeby nie zmoczyły się zbytnio na deszczu. Następnie wykonałam lekki make-up i prawie byłam gotowa do wyjścia. Musiałam jeszcze zmienić dres na coś, co bardziej nadawało się do wyjścia do ludzi. Wróciłam do pokoju i stanęłam przed komodą, w której znajdowała się większa część moich ubrań. Postawiłam na ciemne rurki i biało-czarną koszulkę w paski. Wzięłam jeszcze telefon z łóżka, założyłam buty oraz płaszcz i mogłam wychodzić. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz, który schowałam do torebki i zbiegłam po schodach. Wychodząc z klatki ujrzałam przed sobą ścianę deszczu, więc naciągnęłam kaptur na głowę i ruszyłam w drogę. Na moje szczęście salon był niedaleko i zwykle droga zajmowała mi około piętnastu minut spokojnym krokiem.


                   Wpadłam do salonu przemoczona do suchej nitki i lekko zdyszana zbyt szybkim tempem jakie sobie narzuciłam podczas drogi.

- O matko, jak ty wyglądasz! - pisnęła Rose. Obie zaczęłyśmy pracę w salonie w tym samym czasie i byłyśmy w tym samym wieku, więc bardzo szybko odnalazłyśmy wspólny język i zaprzyjaźniłyśmy się.

- Też się cieszę, że cię widzę - burknęłam zrzucając z siebie mokry płaszcz. Od razu przeszłam do pokoju dla pracowników zostawiając za sobą mokre ślady. Odwiesiłam kurtkę na wieszak i zmieniłam przemoczone adidasy na zwykłe, ale suche balerinki.

- Dzisiaj mamy tylko jedną klientkę z dwoma druhnami - oznajmiła moja współpracowniczka przeglądając kalendarz. - Co ty na to, żeby po pracy pójść gdzieś na kawę?

- Jasne - odparłam z uśmiechem, przyglądając się przyjaciółce, która przygotowywała swoje stanowisko pracy układając różne rzeczy do włosów, gdyż w salonie pełniła ona funkcję fryzjerki. Rose poruszała się z gracją, której pozazdrościłaby jej niejedna modelka. Miała średniej długości rude włosy i hipnotyzujące duże zielone oczy. Miała nienaganną figurę oraz pełne kształty, za którymi mężczyźni nieraz wodzili wzorkiem. Czasem zazdrościłam jej takiego powodzenia u płci przeciwnej, ja raczej nie wzbudzałam w nich takiego zainteresowania jak ona. Podeszłam do zielonej kanapy i usiadłam na niej wbijając wzrok w widoki za oknem. Co chwila obok witryny przemykały postacie uciekające przed deszczem. W Londynie taka pogoda nie była niczym niezwykłym i wciąż nie mogłam zrozumieć dlaczego ludzie jeszcze do niej nie przywykli. Szczerze współczułam dzisiejszej pannie młodej, ślub w taką pogodę musiał być średnio ciekawą perspektywą. Kilka minut później mały dzwoneczek, który wisiał nad drzwiami wydał z siebie ciche dzwonienie. Od razu skierowałam wzrok na trzy kobiety, które dumnie wkroczyły do salonu. Wzięłam do ręki kalendarz i spojrzałam na nazwisko widniejące przy dacie jedenastego kwietnia.

- Pani Collins? - zapytałam, patrząc na kobietę.

- Tak - odparła wyniosłym tonem. Nie lubiłam ludzi takich jak ona, uważających się za nie wiadomo kogo. Niechętnie wstałam i ponownie się odezwałam.

- Mamy najpierw zająć się panią, czy pani druhnami? - skierowałam swoje kroki w stronę swojego stanowiska, które składało się z dużej, białej toaletki, przy której stało skórzane krzesło do kompletu. Obok stała jeszcze duża szafka, w której przechowywałam kosmetyki.

- Druhny - odparła i z gracją usiadła na kanapie.

- Jakieś specjalne życzenia? - zapytała uprzejmie Rose. Przypatrywałam się Nicole Collins jak odrzuciła swoje długie blond włosy na plecy i położyła czarną torebkę od Michaela Korsa na swoich szczupłych, długich nogach. Musiałam przyznać, że była bardzo ładną kobietą i jej przyszły mąż na pewno doskonale wiedział. Przygryzłam wargę wpatrując się w blondynkę przesuwającą palcem po swoim telefonie.

- O, jest! - powiedziała, wstając z miejsca i podchodząc do nas. Na ekranie telefonu była modelka w ciekawym makijażu i prostej fryzurze. - Tak mają wyglądać - dodała, kładąc urządzenie na toaletce. Obie z Rose pokiwałyśmy głowami i zaprosiłyśmy druhny na fotele. Wyciągnęłam z szafki potrzebne kosmetyki i przystąpiłam do pracy kołysząc się lekko w rytm piosenek granych w radiu.

    Kiedy kończyłam malować panią młodą dzwoneczek przy drzwiach ponownie zadzwonił. Zdziwiona uniosłam głowę. Przecież dzisiaj już nikogo nie miało tu być. Do salonu wszedł wysoki, przystojny mężczyzna w garniturze. Brązowe włosy miał rozwiane przez wiatr, co dodawało mu niesamowitego uroku. Przygryzłam wargę, kiedy moje spojrzenie napotkało jego przenikliwe, błękitne oczy.

- Dzień dobry - przywitał się uprzejmie.

- Dzień dobry - odparłyśmy równocześnie z Rose.

- Kochanie, ja wiem, że makijaż i fryzura to sprawy najwyższej rangi, ale za niecałą godzinę musimy być w kościele, a to kawałek drogi stąd - zwrócił się do kobiety siedzącej przede mną.

- Nie przeszkadzaj, zaraz będę gotowa - mruknęła, odpisując na esemesa. Nie była jakoś specjalnie zainteresowana osobą swojego przyszłego męża. Spojrzałam na Rose, a ta tylko wzruszyła ramionami.  - Idź do samochodu, zaraz przyjdziemy! - warknęła niezbyt przyjemnie do mężczyzny. Kątem oka obserwowałam jego reakcję. Westchnął ciężko i zrezygnowany wyszedł z salonu uprzednio żegnając się. Wróciłam do swojej pracy, która po kilku minutach była już skończona. Nicole wstała z miejsca i przejrzała się dokładnie w lustrze. Zaobserwowałam delikatny ruch kącików jej warg ku górze. Ucieszyłam się z jej reakcji, szczerze powiedziawszy nieco bałam się jak zareaguje. Kobieta odeszła od lustra i zabrała swoją torebkę z kanapy, a następnie wyciągnęła z niej plik banknotów i odłożyła go na stoliczku, przy którym stała Rose. Pożegnała się i razem z jej towarzyszkami opuściła salon.

- Kurczę, dziwna jakaś - mruknęła ruda, patrząc na mnie .

- No, strasznie - odparłam, opadając na kanapę. - Szkoda tego faceta.

- Przystojny był,  nie? - rzuciła zaczepnie przyjaciółka siadając obok mnie.

- Za chwilę będzie żonaty, więc to już raczej bez znaczenia - odpowiedziałam, sprowadzając Rose na ziemię.

- Aj tam, żona nie mur, przesunąć można - zaśmiała się, a ja jej zawtórowałam, - Miałyśmy iść na kawę...- zaczęła swoją wypowiedź, którą ja dokończyłam.

- Ale tak pada, że nie chce nawet nam się wstać z kanapy - zaśmiałam się.

- Dokładnie - dołączyła do mnie Rose. - Zróbmy kawę i posiedźmy tutaj, co ty na to?

- Idealny pomysł - uśmiechnęłam się do wstającej przyjaciółki.

* * *

               Siedziałyśmy w salonie do godziny szesnastej, kiedy to przestało padać.

- Chyba należałoby się zbierać - stwierdziłam, wstając z miejsca.

- Chyba tak - odparła Rose, dołączając do mnie. Obie ruszyłyśmy do pokoju, gdzie zostawiłyśmy swoje rzeczy. Zmieniłam balerinki na adidasy i zarzuciłam płaszcz na ramiona. Założyłam torebkę na ramię i obie ruszyłyśmy do wyjścia Wzięłam jeszcze klucze z szafki i wyszłyśmy na zewnątrz, gdzie od razu powitał nas chłodny wiatr, który wiosną był tu stałym bywalcem. Zamknęłam salon i schowałam klucze do torebki.

- To do zobaczenia, Cassie - powiedziała Rose, machając do mnie i odchodząc w przeciwną stronę.

- Do zobaczenia - odpowiedziałam i skręciłam w drugą stronę.

_____________
Witam! Wybaczcie, że rozdział nie pojawił się, tak jak było planowane, wczoraj, ale zapomniałam całkiem o tym xd (Możecie podziękować Melodii a przypomnienie xd) 
Do następnego! :* 

11 komentarzy:

  1. Zajmuję sobie miejsce, wrócę jutro przed południem! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, jak mam Cię przepraszać. Wczoraj zupełnie wyleciało mi z głowy ponowne zajrzenie tutaj. Myślałam, że już skomentowałam.. a tu jednak nie. Okej, zrobię to teraz.
      Na początku powiem, że ogromnie podoba mi się imię głównej bohaterki. Jest rzadko spotykane, ale bardzo ładne:)
      No, no. To się dziewczynki nie narobiły szczególnie :D Widziałam w bohaterach, że to właśnie 'miła' panna młoda i jej przyszły mąż będą się pojawiać, z czego również bardzo się cieszę xd Może nie tyle z Nicole, co ze Scott'a... no halo Liam *>*
      Nie polubiłam tej babki. Taka niby lepsza od innych, co wcale nie jest prawdą.. długie nogi nie zawsze idą w parze z mózgiem, [*]
      Czekam na nn :*

      L x

      Usuń
    2. Nic się nie stało :*
      Będą się pojawiać, będą ^^ O taaak, Liam... ♥
      Hahahah, "długie nogi nie zawsze idą w parze z mózgiem" you made my day xd
      Dziękuję za komentarz :)
      N :*

      Usuń
  2. Zajmuję to miejsce! Jutro tu wrócę :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cassie i Rose miały tylko trzy klientki no to prawie wolny dzień miały :D.
    Ta Nicole to jakaś dziwna się wydaje. Odnosi się do wszystkich jakby jakaś najważniejsza była. Ciekawe jak ten mąż z nią wytrzyma.
    No i ciekawe czy jeszcze się pojawi.

    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz ^^
      O tak, trzy klientki to jakby nic :D
      Och, tak, Nicole jest okropna...
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Cześć!
    Jestem! Póki złapałam jaką taką ochotę na blogi przybywam najpierw do Ciebie. xd Rozdział przyjemny, chociaż za krótki. :p Weź się kobieto zepnij i napisz coś dłuższego. :D
    Jaka ta Nicole wredna dla tego...em... jakkolwiek miał na imię... Scott! O, przypomniało mi się! :D Ja bym sobie nie pozwoliła na jego miejscu, pomijając prawdę o ich ślubie.
    "- Aj tam, żona nie mur, przesunąć można" - Kocham Cię za ten tekst. <3 Leżę i płaczę. xd
    Tak z ciekawości... xd Dlaczego napisałaś na górze 11 kwietnia, a Nicole przyszła do salonu 12 października? xd Wehikuł czasu? xd
    Czekam na kolejny (obym już nie musiała Ci przypominać xd) i życzę weny! <33
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym sobie nie pozwoliła na miejscu Scotta, ale co on biedny może poradzić?
      Tak, wehikuł czasu xd Niedopaczenie moje, muszę to zmienić zaraz xdd
      A mogłabyś mi przypominać, bo wiesz, że zapomnę! xd
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  5. Masakra, współczuję facetowi takiej żony... o.O może jeszcze coś się wydarzy i się z nią nie ożeni czego bym bardzo chciała < śmiech złoczyńcy >
    Rozdział mi się podobał i czekam na kolejną część!
    Koniecznie mnie poinformuj! :*
    Pozdrawiam!
    http://druga-szansa-od-zycia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz :)
      Oczywiście będę informować ^^
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  6. Hahahhaha :D
    " Żona nie mur, przesunąć można " GEN- IAL - NE !
    Coś czuję, że to nie było ostatnie spotkanie pani wisażystki z przystojnym mężem jej klientki.. :> Cud, miód, malina :*

    OdpowiedzUsuń

Kawiarnia
Szablonów